
Zawodnik z ogromnym charakterem i chęcią nieustannego rozwoju. Jak mówi trener Tomasz Niedbalski: – Kapitan zostaje na pokładzie! W kolejnych rozgrywkach w barwach WKK Wrocław ponownie zobaczymy Jakuba Koelnera!
Zawodnik z ogromnym charakterem i chęcią nieustannego rozwoju. Jak mówi trener Tomasz Niedbalski: – Kapitan zostaje na pokładzie! W kolejnych rozgrywkach w barwach WKK Wrocław ponownie zobaczymy Jakuba Koelnera!
W przedostatniej kolejce rundy zasadniczej kibiców czekają derby Wrocławia, tym razem rozgrywane w WKK Sport Center. Gracze Tomasza Niedbalskiego podejmą lidera tabeli – FutureNet Śląsk Wrocław. Determinacja, walka, koncentracja i… zaskoczenia? Z pewnością – będzie ciekawie.
Spotkanie na przełamanie dla obu drużyn. Dla nas – po dwóch porażkach, dla ekipy pruszkowskiej – czterech. O motywację nie musieliśmy się martwić. Kluczem było także zachowanie spokoju. Był, była także wiara w rzut, a wynik ustawiliśmy tak naprawdę od pierwszej kwarty, choć – nie umniejszajmy rywalom – dogonili nas. Ostatecznie jednak to my wygraliśmy 84:78.
Po nieudanym meczu domowym, ruszamy do Pruszkowa, gdzie zagramy z drużyną, walczącą przede wszystkim o utrzymanie w lidze.
Druga porażka w WKK Sport Center stała się faktem. Można napisać, że zespół z Kutna w tym sezonie ewidentnie nam „nie leży”. Przegraliśmy 85:88 i na trzy kolejki przed końcem rundy zasadniczej – wciąż walczymy o znalezienie się w play-offach.
Wracamy do WKK Sport Center, gdzie w sobotę o godzinie 18 podejmiemy Polfarmex Kutno, któremu ulegliśmy na wyjeździe 69:82.
Po serii 11 zwycięstw z rzędu w WKK Sport Center, nadeszła porażka. Wynik godny odnotowania, choć żal, że w tym meczu zabrakło energii. Przegraliśmy z Enea Astorią Bydgoszcz 70:86.
Passa Czarnych Słupsk została przerwana w Bydgoszczy, gdzie Enea Astoria pokonała ich 86:59. Po poprzedniej kolejce już wiemy, że w tym sezonie na wyjeździe pokonaliśmy i jednych, i drugich. Słupszczan jeszcze u siebie (100:76), zatem czas potwierdzić dominację w WKK Sport Center, wygrywając z Enea Astorią Bydgoszcz.
Na prowadzeniu byliśmy 40 sekund. Jak się okazało – wystarczyło. Rywale ciągle byli z przodu, ale nie odstawaliśmy kroku. Uderzyliśmy na sam koniec, wygrywając 73:71.