1. Czy ta edycja Mistrzostw Polski U19 ma w sobie coś wyjątkowego?

Sebastian Potoczny, trener WKK Wrocław: Jest szczególnie duża liczba zespołów grających na podobnym poziomie. Zazwyczaj były jednak te 3-4 drużyny, które były faworytami. Tym razem jest przynajmniej 6, a może nawet 7 ekip, które są w stanie wywalczyć mistrzostwo. Bardzo wyrównany turniej. To budujące! Z drugiej strony – to powoduje, że tegoroczna edycja jest naprawdę trudna.

2. Czy przygotowania zmieniają się wraz z intensywnością rozgrywania kolejnych spotkań? W tym przypadku mówimy przecież o aż pięciu spotkaniach podczas pięciu dni.

Z pozostałymi zespołami znamy się jak łyse konie. Dla przykładu – z GTK zagramy po raz trzeci w tym sezonie. Znamy się, ale… spróbujemy ich zaskoczyć. Do tego dochodzi zmęczenie, dochodzi „głowa”. To już są pojedynki o medale, co determinuje wiele rzeczy. To zupełnie inne granie, gdy dochodzi stres, presja – trenera, kibiców, narzucana nawet sama sobie.

3. Gdyby ktoś chciał dopiero poznać naszą drużynę, to co przede wszystkim powinien o niej wiedzieć?

To jest trudne pytanie. W tym roku nie mieliśmy zbyt wiele czasu, by jako drużyna przygotować się do tego turnieju. To widać, że brakuje nam niektórych rzeczy. Na pewno jest to jednak zespół, który walczy i się nie poddaje. Zespół, który mocno angażuje się w grę obronną, a ja lubię postawić na obronę. Czasem męczymy się jednak w ataku. Wtedy wychodzi brak zgrania, wspólnych gier i tak dalej. Ten zespół walczy – tego chłopakom odebrać nie można.

4. Ma trener jakąś swoją przedmeczową rutynę?

Nie, nic szczególnego. Gdy chłopcy wychodzą z szatni, to daję sobie czas jeszcze na pojedyncze analizy, w tle włączam muzykę.

5. Jak będzie pan wspominał minioną fazę grupową?

Wiedziałem, że mecz z Gimem będzie meczem bardzo trudny dla nas. To był pierwszy dzień, gdy wszyscy jeszcze mają swoje marzenia. W końcu pierwsze zwycięstwo otwiera kolejne możliwości. Gim jest zespołem nieobliczalnym, często korzysta z akcji jeden na jeden, rzuca nawet z nieprzygotowanych pozycji. To bardzo niebezpieczne, bo może iść w dwie strony.

Jeśli chodzi o Trefl, to… zawsze trafiamy na siebie w trudnych meczach. Czwartkowe spotkanie falowało. Raz tak, raz tak. Dopisało nam koszykarskie szczęście – tak to trzeba nazwać. Fakt – wyszarpaliśmy sporo rzeczy obroną, ale szczęście i tak było nam potrzebne.

Nie lubię takich meczów jak ten wczorajszy z GAK-iem. Gdyby to było starcie o awans, wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie musieliśmy wygrać. W tej sytuacji był i GAK, i my. Gdybyśmy musieli, to i rotacja byłaby inna. To nie był mecz towarzyski, bo było duże zaangażowanie i walczyliśmy o zwycięstwo, ale choćby rotacja była zupełnie inna. To są dziwne sytuacje. Gdzieś z tyłu głowy wszyscy już czekają na mecze sobotnie oraz niedzielne.

6. Od zawodników na pewno da się wyczuć chęć wzięcia rewanżu za przegrany finał Młodzieżowego Pucharu Polski w Sosnowcu. Jak jest z tym u pana?

To kolejny mecz. Jest żądza zwycięstwa, ale nie ma jakiejś wielkiej żądzy rewanżu. Chłopcy mają swoje „porachunki”. Znają się z kadr młodzieżowych, dogryzają sobie. „Zabrali” nam Puchar Polski, więc teraz to my chcemy być górą.

7. W takim razie, jaki jest przepis na wygranie Mistrzostw Polski U19?

Nie wiem! (śmiech) Może szczęście? Modlitwa i szczęście!


Rozmawiał: Piotr Janczarczyk.