Zacznijmy od początku. Podczas pierwszej kolejki rywalizowaliśmy z Decką Pelplin. Wiedząc, jak bardzo wyrównany będzie obecny sezon, byliśmy świadomi, że ten rozdział faktycznie jesteśmy w stanie rozpocząć od zwycięstwa. Chwilę po pierwszym gwizdku prowadziliśmy już 7:0! Dalsza część spotkania była zdecydowanie bardziej wyrównana. Ostatecznie pelplinianie wygrali przy Czajczej 85:77. Ten mecz dał nam również pierwsze (p)odpowiedzi, który z zawodników weźmie piłkę do rąk w trudnych chwilach, w jakiej formie są poszczególni koszykarze, na co kogo stać.

W ramach 2. kolejki pojechaliśmy do Opola. Tam zmierzyliśmy się z Politechniką Opolską, która – jak co roku – ma w swoim składzie wielu zawodników z przeszłością w WKK Wrocław. To było zgoła inne starcie względem tego, którego doświadczyliśmy w listopadzie ubiegłego roku. Wtedy musieliśmy radzić sobie w mocno okrojonym składzie. Tym razem wszystko rozstrzygnęło się dopiero w końcówce, lecz znów to przeciwnicy cieszyli się z wygranej – 88:82. Cieszyć mogło jednak, że Michał Kroczak zaprezentował się znacznie lepiej niż w poprzednim meczu, Brad Waldow zaliczył pierwsze double-double, a Jakub Galewski ponownie potwierdził, że nie będzie anonimowym 17-latkiem na zapleczu ekstraklasy.

Niestety, kilka dni później również nie mieliśmy okazji, aby cieszyć się ze zwycięstwa. Tyle że i rywal był teoretycznie najmocniejszy z dotychczasowych – Sokół Łańcut, czyli klub niedawno grający w Orlen Basket Lidze. I choć prowadziliśmy nawet w końcówce trzeciej kwarty, to finalnie przyjezdni zagrali jeszcze lepiej, finalnie wygrywając 86:77. Co więcej, podczas meczu z Sokołem w naszej rotacji zabrakło Jakuba Patoki, który wypadł na kilka najbliższych spotkań.

12 października – właśnie wtedy wygraliśmy po raz pierwszy w tym sezonie. Całkiem pewnie pokonaliśmy koszykarzy z Radomia (75:68), a szczególnie istotna była pierwsza kwarta, dzięki której prędko osiągnęliśmy dwucyfrową przewagę. Zdominowaliśmy rywalizację o zbiórki, rekordowo dobrze dzieliliśmy się piłką. Efekt? Zwycięstwo nad HydroTruckiem.

5. kolejka to z kolei wyjazdowe spotkanie w Inowrocławiu. I to z udziałem prawie 1500 osób na trybunach! Warto podkreślić, że to był pierwszy taki moment w sezonie, gdy przegraliśmy pierwszą odsłonę rywalizacji. Wcześniej ta wychodziła nam wyjątkowo udanie. I pewnie dlatego starcie z Notecią długo toczyło się pod dyktando gospodarzy. Aż nadeszła ta fenomenalna końcówka. Przy stanie 80:69 na korzyść rywali trener Łukasz Dziergowski sięgnął po przerwę na żądanie. Minęło 81 sekund i przegrywaliśmy już tylko dwoma punktami! I to bez Mikołaja Kowalczyka w składzie, który – tak jak wcześniej Jakub Patoka – opuścił kilka spotkań. Niestety, aby w pełni odrobić stratę, zabrakło tylko i wyłącznie czasu. Finalnie – 85:83 dla beniaminka.

Domowe starcie z Kotwicą zapowiadaliśmy jako to, w którym nigdy nie brakuje emocji. Tyle że kołobrzeżanie przyjechali do WKK Sport Center naprawdę podrażnieni kolejną porażką, a sportową złość przekuli w jeszcze większą chęć udowodnienia własnych umiejętności. Tak też się stało. Podopieczni trenera Rafała Franka wygrali we Wrocławiu 81:55. Jakiś pozytyw? Rekordowy występ Karola Prochorowicza, który zdobył wówczas aż 13 punktów.

Jak się okazuje – tak bolesna przegrana była nam potrzebna, co pokazały następne rezultaty. Jeszcze pod koniec października zanotowaliśmy pierwsze zwycięstwo na wyjeździe – w Koszalinie, z Żakiem. Ten mecz wspominamy także jako duże wsparcie od naszych młodzieżowców: Karola Prochorowicza (12 punktów, 10 zbiórek) oraz Jakuba Galewskiego (17 oczek, 4 asysty). A to był raptem początek tej fantastycznej serii!

Tydzień później cieszyliśmy się już z wygranych derbów Wrocławia. Dawno nie było meczu, który wyglądał w ten sposób. Po pierwszej połowie prowadziliśmy 59:27! Śląsk miał przed sobą ogromne wyzwanie, aby po zmianie stron nawiązać do wyrównanej rywalizacji. Finalnie pokonaliśmy rezerwy WKS-u 91:68, a naszym najlepszym punktującym był Brad Waldow, który tego dnia zaliczył prawdopodobnie najlepszy występ spośród wszystkich zawodników w tym sezonie – 32 oczka, 14 zbiórek, 2 bloki. Kosmiczne liczby! A to wszystko przy komplecie na trybunach i ponownie z Jakubem Patoką w rotacji meczowej. Aż miło!

Ale na dwóch zwycięstwach z rzędu się nie skończyło. Pojechaliśmy do Sopotu i sprawiliśmy niespodziankę. Wszystko rozstrzygnęło się w samej końcówce, a kluczowe trafienia zanotowali: Tomasz Ochońko oraz Michał Kroczak. Ten drugi był wręcz nie do zatrzymania! W 27 minut zdobył aż 27 oczek, 2 zbiórki i 4 asysty. Z kolei Brad Waldow zaliczył szóste (!) double-double w tym sezonie.

Jakby wyzwań było mało, pokusiliśmy się o przedłużenie tej serii już… dwa dni później. W ten sposób wyjazd na północ Polski nie składał się z jednego, a nawet dwóch spotkań. Już 9 listopada zmierzyliśmy się z „Kociewskimi Diabłami”. To drużyna, która liczy na możliwie szybki powrót na parkiety ekstraklasowe, a zarazem była wówczas w trakcie jeszcze dłuższej passy wygranych, pokonując kolejno: Eneę Basket, ŁKS, Deckę i Politechnikę Opolską. W sobotni wieczór do swojego konta dopisała kolejne zwycięstwo, tym razem nad nami – 85:74. Warto jednak podkreślić, że na prowadzeniu byliśmy nawet podczas trzeciej kwarty, jednak dobra gra SKS-u zbiegła się z naszym zmęczeniem oraz kolejną nieobecnością w składzie – starcie z „Kociewskimi Diabłami” z ławki rezerwowych musiał obejrzeć Łukasz Kupczyński.

Co czujemy po dziesięciu rozegranych meczach? Spory optymizm. Wierzymy, że możliwość grania pełną rotacją odbije się na jeszcze lepszych wynikach zespołu. Jest wśród nas topowy punktujący i zbierający rozgrywek, ale są także młodzieżowcy, którym ufamy, a chwali i docenia ich chyba cała koszykarska Polska. Przede wszystkim – stanowimy drużynę. Będzie dobrze, jesteśmy kumplami!