Sokołów co prawda nie zatrzymaliśmy, ale z pewnością postraszyliśmy. Sporo własnych błędów, nietrafione rzuty i nerwowa końcówka przyczyniły się do tego, że ostatecznie przegraliśmy z Rawlplug Sokołem Łańcut 78:84.
Pierwsze minuty sobotniego meczu, który rozpoczęliśmy w składzie: Michał Jędrzejewski, Jakub Koelner, Jakub Patoka, Łukasz Uberna i Piotr Niedźwiedzki, należały do nas. Wyszliśmy na prowadzenie 9:1, które koniec końców było naszym najwyższym. Ostatni raz w meczu przeważaliśmy nad rywalem po trójce Tomasza Prostaka (12:7), goście jednak zaczęli odrabiać straty. Po ich stronie skutecznymi akcjami popisywał się między innymi Bartosz Ciechociński, nasz były zawodnik. – Wydaje mi się, że spotkanie było zacięte już od pierwszej piłki – mówi Michał Kroczak, który w tym spotkaniu zdobył 7 punktów, miał zbiórkę, asystę oraz dwa przechwyty. Jeden z nich z pewnością zapamiętają kibice, gdyż dobrą akcję w obronie nasz zawodnik wykończył wsadem. – Rywale trochę nam odjechali, ale dzięki naszej postawie w obronie, dogoniliśmy ich. Wymusiliśmy na nich kilka strat, z tego poszło kilka łatwych kontr i prawie ich dogoniliśmy. Nerwowa końcówka, którą niestety wygrali goście. Trudniej było nam zdobywać punkty w pomalowanym, w przeciwieństwie do rywali (26-40). Ostatecznie po pierwszej połowie przegrywaliśmy 32:42.
Trzecia kwarta to nasz zryw i przypływ nowej siły. Tę część spotkania otworzyła trójka Jakuba Koelnera. Zawodnicy z Łańcuta trzy razy z rzędu odpowiedzieli tą samą bronią. My także zaczęliśmy trafiać z dystansu i półdystansu. Po asystach Michała Jędrzejewskiego, który w tym meczu rozdał ich dziesięć, wstrzeliwali się wspomniany już nasz kapitan oraz Jakub Patoka. – Wydaje mi się, że kluczowa była nasza intensywność w obronie. Wszyscy wyszli pobudzeni, ławka żyła. Było kilka przechwytów i łatwych punktów, a to zawsze rozluźnia zespół i sprawia, że gra się dużo łatwiej – przyznaje Michał Kroczak.
W tym spotkaniu przegrywaliśmy nawet osiemnastoma punktami (49:67). Niesieni chęcią wyrwania zwycięstwa i dopingiem w WKK Sport Center sprawiliśmy, że rywale doskonale czuli nasz oddech. Przegrywaliśmy zaledwie 76:77 na nieco ponad półtorej minuty przed końcem spotkania. Straty i faule nie pozwoliły nam wyprzedzić przyjezdnych, którzy wytrzymali końcówkę lepiej od nas i ostatecznie wygrali 84:78. – Moim zdaniem zabrakło spokoju w ataku. 21 strat to zdecydowanie za dużo na własnym parkiecie. Jeśli chodzi o wnioski – naszą piętą achillesową w tym sezonie jest zastawienie. Musimy najpierw zastawić gracza, a potem martwić się o zebranie piłki – mówi Michał Kroczak. Dla porównania – rywale popełnili 14 strat i lepiej wykorzystywali nasze błędy – 26-13 jeśli chodzi o punkty zdobyte ze strat. Dodajmy, że ławka dała im 50 (!) punktów przy 22 naszych.
Była to nasza druga przegrana u siebie, a trzecia w sezonie. Najbliższe dwa mecze rozegramy w WKK Sport Center – najpierw z GKS-em Tychy (02.11), a potem w środę z STK Czarnymi Słupsk (06.11). Oba spotkanie rozpoczną się o godzinie 18.
WKK WROCŁAW – RAWLPLUG SOKÓŁ ŁAŃCUT 78:84 (14:17, 18:25, 27:27, 19:15)
WKK: Patoka 21, Prostak 15, Koelner 14, Niedźwiedzki 8, Jędrzejewski 7, Kroczak 7, Uberna 6, Sitnik 0, Madejski 0, Pułkotycki 0
ŁAŃCUT: Klima 16, Konopatzki 14, Ciechociński 13, Zaguła 12, Kulikowski 8, Czerwonka 8, Pawlak 7